piania kogutów poddać się biologicznemu zegarowi, który regulował rytm dnia.
Owszem, praca na roli do łatwych nie należała,często mięśnie się okropnie męczyły ale za to głowa była spokojna. Wszystko co do życia było potrzebne rosło za płotem lub kawałek od domu. Woda tak potrzebna do życia pochodziła z własnej studni, mięso z obórki a chleb z domowego pieca.
Nie było takiego jak obecnie natłoku zbędnych informacji. Tych wszystkich obcych terminów: kilowatopików, styropianów, fotowoltaiki, plików, bajtów, nipów, NFC itp...Grozę budziła tylko burza, ogień, deszcz lub jego brak i czasem doskwierający głód na tzw.przednówku. Wiadomości ze świata docierały z miesięcznym opóźnieniem, a gdy już dotarły, to nikt w nie nie wierzył. Czasem tylko ksiądz z ambony coś napomknął o przykładnym prowadzeniu się, ale w tej mierze dla ludu nie był autorytetem. Urzędnika widziało się raz w roku i nie potrzebował on twojego peselu, nipu czy ID. Zabrał ci 10% uzysku zwanego dziesięciną, a nie 70% jak zabierają ci obecnie. Urzędnika można było łatwo oszukać, wyganiając bydło i trzodę do lasu, a "dzieciuków" pożyczyć od sąsiadów - uprzednio je wymazując marmoladą.
Urzędnik odchodził zabrawszy co mógł ze sobą zabrać i wszystko wracało do normy. Patrząc na te obrazki trochę się rozmarzyłem. Czy bym się dziś w takiej dawnej rzeczywistości odnalazł, gdybym mógł przenieść się całym sobą jeden czy dwa wieki wstecz? Jestem pewien że nie. Gdybym miał jednak wybór, między teleportacją we wspomnianą przeszłość i niezbyt odległą przyszłość, to wybrałbym to pierwsze. Przynajmniej wiedziałbym czego mogę się spodziewać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Skomentuj, wyraź opinię - można anonimowo.